A jakby tak zamienić komunikację miejską na swoje własne nogi i maszerować do firmy, zamiast stać w korkach? Codzienne pokonywanie kilku kilometrów w drodze do pracy może brzmieć jak spore wyzwanie – jedni powiedzą, że to absolutnie niepraktyczne, drudzy widzą w tym fantastyczne wyzwanie i okazję do zmiany przyzwyczajeń. Niektórzy traktują to wręcz jako moment na zebranie myśli i solidne dotlenienie organizmu przed biurowym dniem.
Wielu z nas docenia jednak to uczucie wolności, kiedy po prostu zakładamy wygodne buty, włączamy ulubioną muzykę (albo podcast) i ruszamy w drogę. Chodzenie na piechotę to najprostszy rodzaj aktywności fizycznej, który nie wymaga specjalistycznego sprzętu, karnetu na siłownię czy wiedzy trenerskiej. To też forma relaksu, która pozwala cieszyć się chwilą „tu i teraz”. Ale 10 km dziennie w obie strony!? Zaraz sprawdzimy, czy i dla kogo to się może opłacić.
10 km pieszo to mały dystans?
Zacznijmy od samej skali wyzwania. 10 km potrafi zająć naprawdę sporo czasu – średnio jedna godzina szybkiego marszu to około 5–6 km, więc idąc do pracy na takim dystansie, możesz liczyć nawet na dwie godziny spaceru dziennie (w obie strony). To już spory kawałek dnia, który trzeba odpowiednio wkomponować w swój harmonogram. Z drugiej strony: kto powiedział, że od razu trzeba iść szybkim tempem? Możesz podzielić sobie drogę na etapy, np. wysiadając z autobusu parę przystanków wcześniej, i stopniowo przyzwyczajać organizm do coraz dłuższych marszów.
Spokojne tempo maszerowania bywa zbawienne dla osób, które mają siedzącą pracę i potrzebują rozruszać mięśnie oraz kręgosłup. Codzienna, systematyczna porcja ruchu to także zastrzyk energii – szczególnie jeśli lubisz zaczynać dzień aktywnością, a wieczorem szukasz sposobu na odreagowanie. Może brzmieć to paradoksalnie, ale wielu pieszych zapaleńców zauważa, że po takim spacerze przychodzą do pracy lepiej rozbudzeni niż po kawie.
Korzyści zdrowotne i psychiczne: co zyskujesz?
- Poprawa kondycji fizycznej – marsz to jedna z najbardziej naturalnych aktywności, dzięki której wzmacniasz mięśnie nóg, stabilizujesz kręgosłup i budujesz wytrzymałość.
- Redukcja stresu – spokojny spacer pośród zieleni (o ile masz taką trasę) albo nawet mijanie miejskich ulic sprzyja dotlenieniu organizmu i oczyszcza głowę z nadmiaru myśli.
- Łatwiejsze spalanie kalorii – według przybliżonych wyliczeń, szybki marsz przez godzinę może spalić nawet 300–400 kalorii (zależnie od Twojej wagi i tempa). Jeśli pokonujesz 10 km dziennie, to już całkiem przyzwoita dawka ruchu.
- Lepsze samopoczucie – regularna aktywność fizyczna stymuluje wydzielanie endorfin, czyli hormonów szczęścia. Efekt? Większa chęć do życia i pozytywne nastawienie.
- Czas na przemyślenia – długa trasa do pracy to świetna okazja, by odciąć się na chwilę od bodźców, jakimi karmimy się w internecie. Możesz poukładać sobie w głowie sprawy prywatne i zawodowe.
Trzeba jednak pamiętać, że 10 km dziennie to już wysiłek, który wymaga pewnej dyscypliny. Dobrze jest zainwestować w naprawdę wygodne buty i odzież dostosowaną do warunków pogodowych w Polsce – biorąc pod uwagę nasze zmienne pory roku, jesienne słoty i mroźne zimy, trzeba się do tego solidnie przygotować.
Czy to nie strata czasu?
Bywa, że na samą myśl o takiej wyprawie można złapać się za głowę: przecież tyle godzin spędzonych na chodzeniu to niewykorzystany czas! Zadaj sobie pytanie: ile minut dziennie marnujesz na bezcelowe scrollowanie social mediów czy oglądanie reklam w telewizji? Może się okazać, że godzina lub dwie spędzone na aktywnym spacerze wcale nie są większą stratą niż te chwile, które „uciekają” nam w odmętach Internetu.
Jeżeli masz ochotę, spróbuj potraktować marsz jako mobilne biuro – o ile warunki na to pozwalają, możesz w trakcie drogi słuchać audiobooków, uczyć się języka obcego czy planować zadania na cały dzień. Technologia nie musi wiązać się tylko z rozproszeniem uwagi, wystarczy postawić na odpowiednie treści i multi-tasking w drodze.
Plusy i minusy pieszej wędrówki do pracy
Plusy:
- Oszczędność na paliwie i biletach komunikacji miejskiej.
- Dodatkowa porcja ruchu, czego wciąż brakuje w typowym, miejskim trybie życia.
- Okazja do dotlenienia, co pozytywnie wpływa na Twój mózg i wydolność
Minusy:
- Konieczność wstawania wcześniej, żeby zdążyć pokonać trasę na czas.
- Zależność od warunków pogodowych i konieczność posiadania odpowiedniego ubioru.
- Dla niektórych to jednak zbyt duże obciążenie fizyczne (zwłaszcza w przypadku problemów z kręgosłupem lub stawami).
Najważniejsze jest więc, żeby znaleźć własny złoty środek. Może zaczniesz od 2–3 km, potem 5 km i sprawdzisz, jak się czujesz? Jeśli już teraz wiesz, że lubisz dłuższe marsze, to 10 km dziennie nie powinno Cię zrazić – zwłaszcza gdy masz w perspektywie wszystkie te dobrodziejstwa ruchu na świeżym powietrzu.
Co z motywacją?
Nie jest tajemnicą, że ruszenie się z łóżka godzinę wcześniej wymaga sporej determinacji, szczególnie w zimowe poranki, gdy za oknem ciemno i chłodno. W takich chwilach może pomóc stała rutyna: kładziesz się o odpowiedniej godzinie, pakujesz wygodne ubrania czy buty wieczorem, a rano nie zastanawiasz się, tylko działasz. Dobrym patentem bywa także wyznaczenie konkretnego celu, np. cotygodniowego, w którym podsumowujesz swój progres i sprawdzasz, ile kilometrów faktycznie pokonałeś.
Możesz też stworzyć własną playlistę energetycznych utworów albo podcastów – coś, co wciągnie Twoją uwagę na tyle, że kilometry zaczną same uciekać spod stóp. Istotne jest też docenianie małych sukcesów: przeszliście tydzień bez rezygnacji? Świetnie! Wasz organizm i samopoczucie też będą wdzięczne.